wtorek, 15 stycznia 2008

Leczenie kolorami.....

Dopiero niedawno pisałem, że próbowano już leczyć niemal wszystkimi dostępnymi (zazwyczaj pod ręką) środkami. Jakby ucieleśnieniem tych słów jest artykuł: „Uzdrawiające kształty i kolory”, zamieszczony na: wiadomości.onet.pl , i to jak gdyby na złość- w kategorii – Nauka.
(http://wiadomosci.onet.pl/1463012,242,uzdrawiajace_ksztalty_i_kolory,kioskart.html)

Otóż paradoksalnie, autorce artykułu nie chodzi wcale o nowe trendy mody , ale o formę terapii… Proponowana przez nią metoda leczenia nosi nazwę geochromoterapii i polega ( na co wskazuje etymologia nazwy- gr. geo- ziemia, chroma- barwa) na leczeniu kolorami.
Chciałbym niniejszym trochę się ponabijać, i to nawet nie tyle z samej idei leczenia kolorami (która nie jest wsparta absolutnie żadnymi dowodami), co z pewnej szczególnej formy ogłupiania ludzi jaką są właśnie artykuły reklamujące takie i tym podobne metody leczenia.

Na samym wstępie autorka uprzedza: „ponieważ dogłębne zrozumienie zasad geochromoterapii wymagałoby od czytelnika specjalistycznej wiedzy z wielu dziedzin, nasz wykład na ten temat będzie pewnym uproszczeniem”. Potencjalny czytelnik jest naturalnie z tego faktu bardzo zadowolony, bo któż by chciał zagłębiać się w mechanizmy działania metod leczenia! Zatem zamiast naukowych rozważań, autorka od razu przechodzi do meritum i pragnie „ wskazać, jakie korzyści można osiągnąć decydując się na ten rodzaj leczenia” . Tu przeciętnego Kowalskiego może spotkać pewien zawód. Przeciętny Kowalski bowiem decydując się na jakąkolwiek metodę leczenia pragnie zazwyczaj pozbyć się jakiejś dolegliwości. Chce wyleczyć kręgosłup, , pozbyć się bólu w stawach, zatrzymać cukrzycę itd. Tymczasem geochromoterapia oferuje mu nieco inne rezultaty „pomaga wydobyć na światło dzienne ukryte zaburzenia, zwiększa naszą samoświadomość i umożliwia rozwój duchowy. Poprawia też wewnętrzne procesy energetyczne”. Cóż…Kowalski drapie się w głowę, bo nic z tych rzeczy nie poprawi mu ani zdrowia ani humoru ale zanim jeszcze przez głowę przejdzie mu myśl o zaniechaniu dalszego czytania- oto natrafia na zapewnienie, że „geochromoterapia ma zarówno właściwości zapobiegawcze, jak i lecznicze. Pomaga postawić diagnozę ale też leczy”. A więc jednak leczy….

Aby zaspokoić chociaż ułamek naszej (i Kowalskiego) ciekawości, autorka wyjawia pewne sekrety geochromoterapii…
Dowiadujemy się bowiem, że „kluczem do sukcesu terapii” jest postawienie tzw. „diagnozy psychoduchowej” . Ta tajemnicza nazwa obejmuje: dokonywaną na pierwszej wizycie analizę stylu życia pacjenta, jego potrzeb i zaburzeń oraz pomiar ciśnienia tętniczego. Warto wspomnieć że rzeczywiście musi to być „klucz” do sukcesu terapii, ponieważ podobną metodę działania stosują zwykli lekarze ale u nich nazywa się to po prostu „wywiadem środowiskowym” a nie „diagnozą psychoduchową”. No ale idźmy dalej….
Autorka powołuje się na istnienie tzw. „pamięci komórkowej” która w pewnym miejscu naszego ciała ( oczywiście nieznanemu „tradycyjnej medycynie”) przechowuje wszelkie problemy i krzywdy jakich kiedyś doznaliśmy. Geochromoterapia wydobywa na światło dzienne (za pomocą światła dziennego) te problemy i je uzdrawia…
Ale to dopiero początek „poezji naukowej”. Swoistą zagadką jest bowiem istnienie „biofotonów” na które zgodnie z prawem rezonansu (??) oddziałują filtry Geocrom (oferowane przez geochromoterapeutów) .
Co to jest foton, mniej więcej wiemy (najogólniej: pewna ilość promieniowania elektromagnetycznego które dociera do nas min. ze słońca) ….. jednakże istnienie biofotonów pozostawało zagadką dla wszystkich zastępów fizyków aż do czasu, kiedy odkryli je geochromoterapeuci…
Autorka informuje nas, że biofotony emitowane są przez każdy żywy organizm, wydawałoby się zatem, ze mamy do czynienia z jakąś postacią promieniowania, ale… dowiadujemy się później, że biofotony są rodzajem języka komórek: magazynowane w DNA powiadamiają organizm o jego stanie i mechanizmach, jakich może użyć, by pozostać zdrowym . W tym miejscu kończy się logika normalnych ludzi a rozpoczyna się logika wyznawców medycyny alternatywnej. Jedynymi strukturami o których można powiedzieć, że są „magazynowane” w DNA, są geny. Jednak geny są po prostu niewielkimi fragmentami DNA, stąd do głowy mi nie przychodzi sposób, w jaki miałyby one być „emitowane” przez każdy żywy organizm!
(Poza tym DNA zachowuje się nawet wiele lat po śmierci, dlaczego zatem „biofotony” emituje tylko DNA żywych organizmów?)

Kończąc…Geochromoterapia to kolejne oszustwo. Osoby deklarujące się jako geochromoterapeuci stwarzają wokół siebie otoczkę profesjonalizmu i fachowości, co udaje im się dzięki używaniu terminologii naukowej. Nie trzeba jednak dodawać że ta terminologia, nie ma z nauką nic wspólnego. Nie zależy im na wydobyciu „złej energii” z naszych niematerialnych ciał astralnych, zależy im na wydobyciu pieniędzy z naszych portfeli.

Pamiętajmy zatem jedno: natura nie znosi kretynów! Każdy kto decyduje się na usługi medycynoalternatywno-terapeutów ma to, na co zasłużył!


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Skoro ludzie potrafili stawiać butelki z wodą przed telewizorem bo pan "ręce które leczą" robił seans promieniowania to znaczy że można juz cokolwiek wcisnąć...

Anonimowy pisze...

Nie jestem przeciwnikiem medycyny alternatywnej, wrecz odwrotnie. Geochromoterapia nie ma nic wspolnego z zadna medycyna,alternatywna, czy niealternatywna. To jest poprostu stek idiotyzmow. Tylko chory zadragowany mozg mogl wybelkotac, cos tak niedorzecznego jak to co jest w " UZDRAWIAJACE KSZTALTY I KOLORY". To, ze takie wymiociny mozna spotkac na internecie, to nie dziwi, ale ze te wypociny sa drukowane w gazetach to jest juz szczyt debilizmu. Nadzialam sie na to "cos" w emigracyjnej gazecie
"TAKIE ZYCIE",z British Columbii, w Kanadzie. To jest ublizanie ludzkiej godnosci. To ze ksztalt i kolor ma wplyw na samopoczucie i zdrowie jest oczywiste, ale poruszanie tej sprawy w taki sposob i w takim kontekscie nasuwa mysl, ze autorka powinna zaczac sie leczyc,u psychiatry, poki jeszcze nie za pozno. Tych ktorzy szukaja jakiej wiedzy na temat oddzialowywania kolorow i ksztaltow, odsylam do chinskiej FENG SHUI,sztuki optymalnej harmonii z otaczajaca natura i jej prawami. Wybor miejsca zamieszkania, urzadzanie wnetrz,ma kolosalny wplyw nie tylko na nasze zdrowie, ale rowniez na nasz sukces zyciowy, czy jego brak. Warto zaglebic sie w tym temacie, bo chinczycy od tysiecy lat cwicza ten sztuke i jak widac zle na tym nie wychodza, biorac pod uwage ich sukcesy gospodarcze i polityczne. Dzisiejsza potega Chin, choc jeszcze przez wielu nieuswiadomiona, bierze sie z wielotysieczniej kultury i tradycji. Namawiam do zapoznania sie z filozofia FENG SHUI. Pozdrawiam Kicia