wtorek, 6 listopada 2007

Jeszcze słów kilka o homeopatii....

Ponieważ mój ostatni wpis okazał się być nieco „kontrowersyjny”, o czym wnioskuję z komentarzy jakie docierały na mój adres mailowy oraz na Forum Frondy (gdzie umieszczam swoje wpisy), toteż zdecydowałem się nieco jaśniej określić i uzasadnić moje stanowisko względem homeopatii.

Otóż nie uważam , homeopatii za szarlatanerię bądź też spisek masonów….
Dla mnie homeopatia oznacza sprzedawanie ludziom tzw. lekarstw, nie posiadających właściwości leczniczych.

Dlaczego tak twierdzę?

Jak już wspomniałem w poprzednim wpisie, produkcja „leków homeopatycznych” opiera się na wielokrotnym rozcieńczaniu jakiegoś „składnika aktywnego”.
Owo „rozcieńczanie” może być określane w skali dziesiętnej lub w skali setnej.
Rozcieńczanie oparte na skali dziesiętnej polega na zmieszaniu 1 kropli roztworu substancji aktywnej z 9 kroplami wody. W rezultacie, otrzymujemy nowy roztwór który oznacza się symbolem D2 . Z roztworu D2 pobieramy jedną kroplę i mieszamy ją z 9 kroplami wody otrzymując roztwór D3 itd.
W skali setnej rozcieńczanie wygląda identycznie, jednak kroplę roztworu substancji aktywnej miesza się nie z 9 ale z 99 kroplami wody uzyskując w ten sposób roztwór oznaczany jako CH2 lub C2 .
Zauważmy, że większość znanych preparatów homeopatycznych oznaczona jest symbolami CH10 , CH20, CH100, CH200 itd. Aż do CH1000 !
Odnalezienie w takich roztworach choćby „śladu” rozcieńczanego przez nas składnika aktywnego graniczy z cudem. Poparciem tego niech będzie przykład podawany przez prof. Andrzeja Gregosiewicza który analizując twierdzenia homeopatów potwierdza moją tezę, że „król jest nagi”.
(artykuł profesora Gregosiewicza można znaleźć pod adresem: http://www.psychomanipulacja.pl/art/homeopatia-kpiny-z-medycyny.htm)

„Żeby uzyskać powszechnie stosowany na grypę "lek" oscillococcinum, (…)substancję wyjściową, którą jest ekstrakt z wątroby i serca dzikiej kaczki (sic!) rozcieńcza się w opisany wyżej sposób 200 razy (CH 200). Oznacza to ni mniej ni więcej, że szansa trafienia na jedną "aktywną terapeutycznie kaczą molekułę" wynosi 10400. Ta ostatnia liczba to jedynka i czterysta zer - 10 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 - raptem około cztery razy więcej cząstek niż zawiera widzialny wszechświat (fizycy, z którymi rozmawiałem nie wykluczają tych wielkości). Czysta poezja. Według "U.S. News & World Report" (17.02.1997) z jednej ustrzelonej kaczki można uzyskać oscillococcinum za około 20 milionów USD (Biuletyn Sceptyczny, 2002”

Jeśli chcemy w aptece kupić witaminę C lub paracetamol- wówczas farmaceuta podaje nam specyfik zawierający ściśle określoną ilość tej substancji. Kupując zaś „lek homeopatyczny”, otrzymujemy tylko garść granulek laktozowo-sacharozowych nasączonych wodą których miejsce powinno ( w najlepszym wypadku) znajdować się w sklepie ze słodyczami!

poniedziałek, 5 listopada 2007

Homeopatia

John Diamond stwierdził kiedyś, że w rzeczywistości nie ma czegoś takiego, jak „medycyna alternatywna”. Jest tylko medycyna skuteczna i medycyna nieskuteczna…. Nie posiadamy bowiem ani „alternatywnej fizjologii” ani „alternatywnej anatomii układu nerwowego”, podobnie jak nie mamy „alternatywnej” mapy Londynu, która pozwalałaby na dotarcie z dzielnicy północnej do dzielnicy południowej bez przekraczania Tamizy.
Tymczasem, mamy dziś do czynienia z niesłychanym rozwojem rozmaitych, „alternatywnych” form leczenia. Leczono już : kolorami, hipnozą, światłem oraz „naenergetyzowaną” wodą. Jednak jedną z najpopularniejszych i, co za tym idzie- najbardziej profitowych metod leczenia jest homeopatia. I to właśnie homeopatii chciałbym poświęcić kilka linijek….
Jeśli udowodniono by, że jakaś kuracja istniejąca w ramach homeopatii posiada właściwości lecznicze, wówczas nie nazywano by jej medycyną alternatywną, tylko po prostu medycyną. I odwrotnie, jeśli wykazano by że jakiś lek, uważany dotychczas za środek leczniczy- nie posiada takich właściwości , wówczas automatycznie zostałby on usunięty z listy medykamentów.
Oczywiście szare eminencje homeopatii od razu zaatakują powyższe stwierdzenie mówiąc, że medycynę alternatywna definiuje się jako zbiór praktyk leczniczych, które są ze swej natury nietestowalne. Czy takie wyjaśnienie jest jednak zadowalające? Nie! Wszelkie testy lekarstw oparte są na starym, ewangelicznym kryterium, kryterium które streszcza się w zdaniu : „po owocach ich poznacie”. Jeśli jakikolwiek specyfik wywiera pozytywny wpływ na większość osób poddanych jego działaniu, wówczas mówi się, że ten specyfik można nazywać lekarstwem. Jeżeli zaś homeopaci twierdzą, że ich „lekarstwa” nie poddają się tego typu testowaniu, to wynika z tego, że ich pacjenci nie odnoszą żadnych korzyści z ich przyjmowania.
Lekarstwo działa albo nie działa. Nie może ono być nieskuteczne w „zwykłym” tego słowa znaczeniu natomiast skuteczne w jakimś znaczeniu „alternatywnym”.
Dlatego też każda substancja, wytwarzana czy to przez farmaceutów, czy przez homeopatów, kucharzy, magów, szamanów, alchemików (niepotrzebne skreślić) , jeśli postuluje do miana lekarstwa, to musi zostać poddana testowi. A oto jak powinien wyglądać taki test (nazywany także podwójnie ślepą próbą) :
Po pierwsze musi istnieć wystarczająco duża ilość osób, które zgodziłyby się robić za króliki doświadczalne- powiedzmy że będzie to 1000 osób.
Wśród tego tysiąca, 500 osób będzie otrzymywało badaną substancję jako lekarstwo, a drugie 500 osób będzie otrzymywało substancję kontrolną, o identycznym smaku, zapachu i kształcie, ale pozbawioną jakichkolwiek właściwości leczniczych- innymi słowy- placebo.
Wszyscy pacjenci muszą mieć zapewniony wolny dostęp do swoich lekarzy-homeopatów, a oni z kolei mogą do każdego pacjenta podchodzić indywidualnie, przepisując różne dawki i stosując różne formy terapii.
Sedno sprawy tkwi w tym, że ani lekarze-homeopaci, ani ich pacjenci nie wiedzą, czy w konkretnym przypadku mają do czynienia z substancją testowaną, czy z próba kontrolną (co może zostać łatwo wykonane przez komputer, który dokona losowania).
Jest to bardzo istotne, ponieważ u pacjentów, którzy wierzą że są poddawani efektywnej terapii, często pojawia się efekt placebo.