poniedziałek, 31 grudnia 2007

Przed sylwestrową nocą....

Jedna z teorii dotyczących sposobu w jaki alkohol wpływa na ludzi głosi, że alkohol stymuluje prawą część mózgu, która jest odpowiedzialna za wyobraźnię, wizualizację i kreatywność. Alkohol jednak powoduje także odrętwienie lewej półkuli mózgowej odpowiedzialnej za pamięć, szczegóły i poczucie obowiązku.
Pamiętajmy o tym szczególnie dzisiaj!

sobota, 29 grudnia 2007

We wszechświecie marnotrawstwo jest regułą, nie wyjątkiem i trzeba próbować bez końca, by choć jedna próba się udała. Tak jak drzewo rozrzuca miliony nasion, aby choć z jednego wzrosło nowe drzewo, tak samo w Kosmosie "rozrzucono" miliardy ciał niebieskich, by choć na jednym mogło narodzić się życie. Aby mieć pewność wygrania na loterii, trzeba wykupić wszystkie losy, nie jeden.

piątek, 28 grudnia 2007

Aby popatrzeć w przeszłość, nie trzeba przetrząsać podręczników historii, wystarczy wieczorem wyjrzeć przez okno....
Bowiem, aby zobaczyć bardzo odległą przeszłość należy rzucić okiem na nocne, rozgwieżdżone niebo. Można wtedy zobaczyć gwiazdy nie takie, jakie są dziś, lecz takie, jakie były wtedy, gdy opuściło je światło, które właśnie wpada do twoich oczu.
Gwiazda Polarna, nasza wierna towarzyszka, może nadal tam być, lecz równie dobrze mogła się wypalić w styczniu zeszłego roku lub w styczniu 1850 roku, lub w dowolnym innym momencie od początków czternastego wieku , a wieść o jej losie jeszcze do nas nie dotarła. Jedyne co możemy stwierdzić to fakt, że 680 lat temu o tej porze roku jeszcze tam była ..... prawda że niesamowite?!

sobota, 22 grudnia 2007

Odległości w Układzie Słonecznym są tak ogromne, że nie istnieje żaden praktyczny sposób narysowania go we właściwej skali, nawet gdyby cały podręcznik złożyć w harmonijkę. Gdyby tak dobrać skalę, aby Ziemia była przedstawiona w postaci ziarenka grochu, Jowisz znalazłby się w odległości ponad 300 metrów, a Pluton w odległości 2,5 kilometra (i miałby rozmiary bakterii, więc i tak nie byłoby go widać). W takiej skali Proxima Centauri, nasza najbliższa gwiazda, znalazła by się w odległości 16 000 kilometrów. Nawet gdyby wszystko pomniejszyć do takich rozmiarów, że Jowisz miałby rozmiary kropki na końcu tego zdania, Pluton byłby nie większy od pojedynczej molekuły, a i tak wylądowałby 10 metrów od nas.... Układ Słoneczny jest naprawdę ogromny....a to przecież tylko drobniutka część Wszechświata!

piątek, 21 grudnia 2007

Matka zmienia ton głosu, aby śpiewać kołysanki swojemu dziecku. Niezwykłe jest to, że nie potrafi
zademonstrować tego tonu, gdy niemowlę jest nieobecne. Pytane matki nie wiedzą, dlaczego tak się dzieje.

czwartek, 20 grudnia 2007

"Drobna modernizacja"

W celu ożywienia bloga oraz przełamania mojego lenistwa, postanowiłem że w miarę możliwości będę się starał codziennie zamieszczać jakieś króciutkie wpisy. Wpisy te będą zazwyczaj nowinkami ze świata nauki lub oryginalnymi stwierdzeniami sławnych ludzi.
(Bardzo proszę aby w komentarzach także umieszczać różne ciekawostki i aforyzmy!)

Nie ma co owijać w bawełnę.... lepiej zacząć od razu:

"Wraz z rozwojem nauki,jednym z kryteriów prawdziwości nowych hipotez może stać się ich absurdalność, bo te bardziej normalne, dawno już zostały wymyślone"
(Max Planck)

środa, 19 grudnia 2007

Koreański wyzyskiwacz!

Gazeta „Polska” donosi (http://wiadomosci.onet.pl/1660870,0,0,32327,przeglad.html) , że „ pracownice bełchatowskiej firmy Humax, produkującej ekrany do telewizorów plazmowych i LCD są wycieńczone. Jednego dnia pięć kobiet zasłabło ze zmęczenia….”.
Naturalnie receptą na całe zło było zgłoszenie tego przestępstwa do Państwowej Inspekcji Pracy, a ta grozi Koreańskiemu właścicielowi Humaxu kontrolami i wielkimi grzywnami….
Oczywiście w dzisiejszych czasach wycieńczająca praca w fabryce telewizorów jawi się jako coś barbarzyńskiego i można oczekiwać że działania Inspekcji Pracy będą się cieszyły wielką aprobatą społeczną…..

Ale teraz pomyślmy……


·
Kto kazał tym paniom podejmować pracę właśnie w tej firmie. Przecież zamiast pracować za 900 zł. u Koreańczyka, równie dobrze mogły sobie wybrać coś innego, coś lżejszego.


· Skoro tych pań nikt nie przykuwa do stanowisk, nie szantażuje i nie grozi śmiercią, to JAKIM PRAWEM ktokolwiek chce się wtrącać w zasady na jakich odbywa się praca w tym zakładzie?!

· Pięć osób zasłabło ze zmęczenia? Cóż…. Nikt się nie wtrąca (na razie, odpukać!) w działalność Polskiego Związku Bokserskiego, a przecież bokserzy, wykonując swój zawód – notorycznie tracą przytomność (i to nie tylko podczas walk ale i podczas treningów). To samo zresztą dotyczy także piłkarzy, rugbistów i żołnierzy (zawodowych). Co więcej, jakoś nikt się nie pyta o warunki pracy redaktorów gazet, pisarzy czy malarzy artystycznych…. A może oni także pracują w trudnych warunkach? Może pracują dzień i noc? A może mają zimno w domach? No i może mdleją z wycieńczenia?

· Oczywiście Koreańczyk mógłby nieco ułatwić życie swoim pracownikom. Przede wszystkim mógłby zatrudniać w Humaxie zamiast 300 osób – 600 osób. Wówczas wszyscy pracowaliby o połowę krócej. Dodatkowo, Koreańczyk mógłby podnieść płace, ot tak - dla zachęty. Koreańczyk mógłby także stworzyć miłą atmosferę w zakładzie, powstawiać więcej mebli, pokryć ściany zakładu jakąś „ciepłą” barwą, tudzież zatrudnić dodatkowo ludzi odpowiedzialnych za dobre samopoczucie pracowników. Tak, Koreańczyk mógłby to zrobić….. Tylko że wtedy produkowane przez niego telewizory nie kosztowałyby 3000 tylko 6000, ponieważ za wszystkie „udogodnienia” pracowników Humaxu płaci klient Humaxu…

Załóżmy zatem, że pokrzywdzone panie za pośrednictwem Państwowej Inspekcji Pracy zdołają wywrzeć na Koreańczyku taki nacisk, który zmusi go do odstąpienia od umowy (! Tak, odstąpienia, bo Koreańczyk porozumiał się wcześniej z każdą panią z osobna co do warunków pracy.) i zmiany zasad zatrudnienia. Panie zarabiają teraz więcej za krótszą pracę, a Koreańczyk zapłacił dodatkowo 30 tys. kary. Jednak mamy okres przedświąteczny, zatem każda z pań kończąc pracę, przestaje być pracownikiem (człowiekiem pracy) a staje się konsumentem (człowiekiem konsumpcji) . Każda z pań idzie do sklepu bo postanowiła kupić prezent- nowy telewizor. Każdą z pań spotka jednak rozczarowanie, ponieważ cena telewizora wyraźnie podskoczyła. Na podwyżkę ceny złożyły się: podwyższone zarobki dla pracowników Humaxu oraz konieczność zapłacenia 30 tys. zł. Inspekcji Pracy….


Mam nadzieję, że wnioski każdemu z dostojnych czytelników narzucą się same….

środa, 12 grudnia 2007

Horoskopy i astrologia

Jestem zodiakalnym rakiem, i mimo że nie czytam nigdy horoskopów, to jednak postanowiłem chociaż raz sprawdzić, co jeszcze spotka mnie w tym tygodniu….
Horoskop ów reklamowany jest jako jeden z najpewniejszych, pomyślałem więc, że dowiem się z niego co mam robić a czego mam nie robić w nadchodzących dniach….
Co jednak w nim znalazłem? Otóż dowiedziałem się, że „od piątku przyjdzie czas na odpoczynek” , że „ sen, sen, sen – to najlepsza rada na moje dolegliwości” oraz że mam „ trzymać tak dalej „ .
No cóż, w piątki „przeważnie” rozpoczyna się weekend czyli okres zintensyfikowanego wypoczynku a sen jest rzeczywiście dobry na wszystko, chyba że nie mamy zbyt dużo czasu na spanie….
Myślę że nie muszę się dalej rozwodzić nad idiotyzmem tych „dobrych porad” zwanych powszechnie horoskopami, wypadało by się jednak zatrzymać chwilę nad idiotyzmem czytelników tychże horoskopów.
Dlatego też, każdemu kto wierzy że :

- istnieje związek między położeniem planet i gwiazd na niebie a ludzkim życiem

Proponuję wykonanie następującego eksperymentu myślowego:
Wyobraźmy sobie dwóch braci bliźniaków . Obydwaj urodzili się w tym samym roku, w tym samym miesiącu, w tym samym dniu i (praktycznie) o tej samej godzinie.
Jeżeli zatem wiara w horoskopy oraz przewidywania astrologów nie są bezpodstawne, wówczas powinniśmy mieć do czynienia z podobnymi, jeśli nie identycznymi życiorysami obydwu braci. Każdy bowiem z nich, od chwili urodzenia poddany był takiemu samemu układowi gwiazd i planet….
Nie trzeba jednak nikomu udowadniać, że losy bliźniąt i to zarówno dwu, jak i jednojajowych bywają znacznie różne. Oto jeden bliźniak ginie w wypadku, inny wygrywa na loterii, jeden zostaje prezydentem, a drugi zostaje premierem….
Ten prosty przykład powinien nam uzmysłowić, że sama idea horoskopu jest czymś idiotycznym!
A zatem jeżeli następnym razem będziemy sięgać po horoskop, zastanówmy się czasem jaki może mieć wpływ np. ruch Marsa na nasze życie. Nauka wyraźnie wskazuje, że jedyne oddziaływanie jakie mogą wywierać na nas planety, to oddziaływanie grawitacyjne. Lecz o ile masa (więc także siła przyciągania) Marsa jest bardzo duża w porównaniu z np. Kościołem Mariackim, to jednak Kościół Mariacki jest znacznie bliżej i jego oddziaływanie grawitacyjne jest znacznie silniejsze.
A zatem pozostaje mi życzyć wszystkim, którzy nie pokładają wiary w horoskopach aby postępowali zgodnie ze wskazaniami cytowanego przeze mnie horoskopu i „ Trzymali tak dalej” !

poniedziałek, 10 grudnia 2007

Niepokalane poczęcie? Co to znaczy?

W dniu wczorajszym obchodziliśmy święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. W związku z tym chciałem rozwiać jeden mit który niezmiernie rozpanoszył się po dzisiejszej kulturze.
Otóż czytając książkę pt. „Zagadki ciała” napotkałem na pewien fragment w którym autor próbuje odpowiedzieć na pytanie: „czy jest możliwe niepokalane poczęcie”?
Nie potrzeba było czytać dalej, żeby mój organizm przeszył dreszcz rozdrażnienia. Oto bowiem autor zabrał się do rozprawiania o partenogenezie i o możliwości reprodukcji bez udziału plemników….
Tak się bowiem podziało w naszych czasach, że dogmat o Niepokalanym Poczęciu jest uporczywie mylony z dogmatem o Dziewictwie.
Wyartykułujmy zatem jasno, że dogmat o Niepokalanym Poczęciu mówi, iż Maryja „została zachowana nietknięta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego” (bulla Piusa IX „Ineffabilis Deus”) . Sama formuła dogmatyczna wyraźnie podkreśla fakt, że Maryja wskutek przywileju otrzymanego od samego Boga, od pierwszej chwili swego istnienia, była wolna od grzechu pierworodnego . Z tego zaś wynika, że nie istnieje żaden związek pomiędzy Niepokalanym Poczęciem a Dziewictwem Maryi!
Zatem, jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek będzie chciał snuć rozważania o możliwości poczęcia życia bez udziału samca , niech pamięta, że jego dywagacje dotykać będą problemu dziewictwa jako takiego i nie będą miały nic wspólnego z niepokalanym poczęciem- czyli z wolnością od grzechu pierworodnego!

sobota, 8 grudnia 2007

Niezastąpiony Youtube!

Niedawno znalazłem odbicie wszystkiego tego co napisałem o homeopatii w krótkim filmie wyprodukowanym przez BBC- polecam!!!

www.youtube.com/watch?v=3Z1QFZcnAi4

wtorek, 6 listopada 2007

Jeszcze słów kilka o homeopatii....

Ponieważ mój ostatni wpis okazał się być nieco „kontrowersyjny”, o czym wnioskuję z komentarzy jakie docierały na mój adres mailowy oraz na Forum Frondy (gdzie umieszczam swoje wpisy), toteż zdecydowałem się nieco jaśniej określić i uzasadnić moje stanowisko względem homeopatii.

Otóż nie uważam , homeopatii za szarlatanerię bądź też spisek masonów….
Dla mnie homeopatia oznacza sprzedawanie ludziom tzw. lekarstw, nie posiadających właściwości leczniczych.

Dlaczego tak twierdzę?

Jak już wspomniałem w poprzednim wpisie, produkcja „leków homeopatycznych” opiera się na wielokrotnym rozcieńczaniu jakiegoś „składnika aktywnego”.
Owo „rozcieńczanie” może być określane w skali dziesiętnej lub w skali setnej.
Rozcieńczanie oparte na skali dziesiętnej polega na zmieszaniu 1 kropli roztworu substancji aktywnej z 9 kroplami wody. W rezultacie, otrzymujemy nowy roztwór który oznacza się symbolem D2 . Z roztworu D2 pobieramy jedną kroplę i mieszamy ją z 9 kroplami wody otrzymując roztwór D3 itd.
W skali setnej rozcieńczanie wygląda identycznie, jednak kroplę roztworu substancji aktywnej miesza się nie z 9 ale z 99 kroplami wody uzyskując w ten sposób roztwór oznaczany jako CH2 lub C2 .
Zauważmy, że większość znanych preparatów homeopatycznych oznaczona jest symbolami CH10 , CH20, CH100, CH200 itd. Aż do CH1000 !
Odnalezienie w takich roztworach choćby „śladu” rozcieńczanego przez nas składnika aktywnego graniczy z cudem. Poparciem tego niech będzie przykład podawany przez prof. Andrzeja Gregosiewicza który analizując twierdzenia homeopatów potwierdza moją tezę, że „król jest nagi”.
(artykuł profesora Gregosiewicza można znaleźć pod adresem: http://www.psychomanipulacja.pl/art/homeopatia-kpiny-z-medycyny.htm)

„Żeby uzyskać powszechnie stosowany na grypę "lek" oscillococcinum, (…)substancję wyjściową, którą jest ekstrakt z wątroby i serca dzikiej kaczki (sic!) rozcieńcza się w opisany wyżej sposób 200 razy (CH 200). Oznacza to ni mniej ni więcej, że szansa trafienia na jedną "aktywną terapeutycznie kaczą molekułę" wynosi 10400. Ta ostatnia liczba to jedynka i czterysta zer - 10 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 - raptem około cztery razy więcej cząstek niż zawiera widzialny wszechświat (fizycy, z którymi rozmawiałem nie wykluczają tych wielkości). Czysta poezja. Według "U.S. News & World Report" (17.02.1997) z jednej ustrzelonej kaczki można uzyskać oscillococcinum za około 20 milionów USD (Biuletyn Sceptyczny, 2002”

Jeśli chcemy w aptece kupić witaminę C lub paracetamol- wówczas farmaceuta podaje nam specyfik zawierający ściśle określoną ilość tej substancji. Kupując zaś „lek homeopatyczny”, otrzymujemy tylko garść granulek laktozowo-sacharozowych nasączonych wodą których miejsce powinno ( w najlepszym wypadku) znajdować się w sklepie ze słodyczami!

poniedziałek, 5 listopada 2007

Homeopatia

John Diamond stwierdził kiedyś, że w rzeczywistości nie ma czegoś takiego, jak „medycyna alternatywna”. Jest tylko medycyna skuteczna i medycyna nieskuteczna…. Nie posiadamy bowiem ani „alternatywnej fizjologii” ani „alternatywnej anatomii układu nerwowego”, podobnie jak nie mamy „alternatywnej” mapy Londynu, która pozwalałaby na dotarcie z dzielnicy północnej do dzielnicy południowej bez przekraczania Tamizy.
Tymczasem, mamy dziś do czynienia z niesłychanym rozwojem rozmaitych, „alternatywnych” form leczenia. Leczono już : kolorami, hipnozą, światłem oraz „naenergetyzowaną” wodą. Jednak jedną z najpopularniejszych i, co za tym idzie- najbardziej profitowych metod leczenia jest homeopatia. I to właśnie homeopatii chciałbym poświęcić kilka linijek….
Jeśli udowodniono by, że jakaś kuracja istniejąca w ramach homeopatii posiada właściwości lecznicze, wówczas nie nazywano by jej medycyną alternatywną, tylko po prostu medycyną. I odwrotnie, jeśli wykazano by że jakiś lek, uważany dotychczas za środek leczniczy- nie posiada takich właściwości , wówczas automatycznie zostałby on usunięty z listy medykamentów.
Oczywiście szare eminencje homeopatii od razu zaatakują powyższe stwierdzenie mówiąc, że medycynę alternatywna definiuje się jako zbiór praktyk leczniczych, które są ze swej natury nietestowalne. Czy takie wyjaśnienie jest jednak zadowalające? Nie! Wszelkie testy lekarstw oparte są na starym, ewangelicznym kryterium, kryterium które streszcza się w zdaniu : „po owocach ich poznacie”. Jeśli jakikolwiek specyfik wywiera pozytywny wpływ na większość osób poddanych jego działaniu, wówczas mówi się, że ten specyfik można nazywać lekarstwem. Jeżeli zaś homeopaci twierdzą, że ich „lekarstwa” nie poddają się tego typu testowaniu, to wynika z tego, że ich pacjenci nie odnoszą żadnych korzyści z ich przyjmowania.
Lekarstwo działa albo nie działa. Nie może ono być nieskuteczne w „zwykłym” tego słowa znaczeniu natomiast skuteczne w jakimś znaczeniu „alternatywnym”.
Dlatego też każda substancja, wytwarzana czy to przez farmaceutów, czy przez homeopatów, kucharzy, magów, szamanów, alchemików (niepotrzebne skreślić) , jeśli postuluje do miana lekarstwa, to musi zostać poddana testowi. A oto jak powinien wyglądać taki test (nazywany także podwójnie ślepą próbą) :
Po pierwsze musi istnieć wystarczająco duża ilość osób, które zgodziłyby się robić za króliki doświadczalne- powiedzmy że będzie to 1000 osób.
Wśród tego tysiąca, 500 osób będzie otrzymywało badaną substancję jako lekarstwo, a drugie 500 osób będzie otrzymywało substancję kontrolną, o identycznym smaku, zapachu i kształcie, ale pozbawioną jakichkolwiek właściwości leczniczych- innymi słowy- placebo.
Wszyscy pacjenci muszą mieć zapewniony wolny dostęp do swoich lekarzy-homeopatów, a oni z kolei mogą do każdego pacjenta podchodzić indywidualnie, przepisując różne dawki i stosując różne formy terapii.
Sedno sprawy tkwi w tym, że ani lekarze-homeopaci, ani ich pacjenci nie wiedzą, czy w konkretnym przypadku mają do czynienia z substancją testowaną, czy z próba kontrolną (co może zostać łatwo wykonane przez komputer, który dokona losowania).
Jest to bardzo istotne, ponieważ u pacjentów, którzy wierzą że są poddawani efektywnej terapii, często pojawia się efekt placebo.

sobota, 27 października 2007

Kreacjonizm vs Darwinizm

Tekst ten został napisany w ubiegłym roku, ale ponieważ pasuje do poruszanych ostatnio przeze mnie tematów, toteż postanowiłem go zamieścić...

W listopadzie przypada 147 rocznica wydania przez Karola Darwina jego najpopularniejszego dzieła: „O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego”. O tym, jak wielkie wywołało ono zamieszanie najlepiej świadczy dyskusja , która odbyła się w 1860 r. - pomiędzy biskupem S. Wilberforcem – zagorzałym antydarwinistą a Thomasem Huxleyem- wielkim propagatorem teorii ewolucji znanym jako „buldożer Darwina”. Wilberforce złośliwie zapytał Huxleya, czy małpa była jego przodkiem ze strony dziadka czy też ze strony babki, co Huxley skwitował stwierdzeniem, iż woli mieć za przodka małpę, niż człowieka „obdarzonego wielkimi zdolnościami i wpływami, który jednakowoż wykorzystuje te przymioty do ośmieszania poważnej dyskusji naukowej”.
Myślę że po niedawnym wystąpieniu jednego z naszych eurodeputowanych oraz po wypowiedziach wiceministra edukacji, słowa Huxleya zyskują na aktualności….
Przyjrzyjmy się zatem co jest przedmiotem sporu między kreacjonizmem a ewolucjonizmem.
Jedną z właściwości materii organicznej, która chyba najbardziej rzuca się w oczy i która żąda wyjaśnienia i uzasadnienia, jest jej niewyobrażalna wręcz komplikacja i różnorodność. To właśnie kontemplacja tych cech przyrody rodzi w nas olbrzymie i nieodparte wrażenie celowości świata, który postrzegamy jako nieustannie urzeczywistniający się Boży projekt, czy też zamysł.
Nic zatem dziwnego że teoria ewolucji, rozumiana jako bezrozumny i automatyczny proces, którego efektem jesteśmy my sami- budzi ogromny opór pośród religijnych fundamentalistów uważających Biblię za podręcznik do fizyki chemii oraz biologii.
Czy jednak to się nam podoba, czy nie- teoria ewolucji jest faktem. Zaś podstawowe mechanizmy składające się na trzon tej teorii (tj. losowe zmiany materiału genetycznego przekazywanego przez rodziców potomstwu oraz selekcja naturalna- czyli zachowywanie zmian sprzyjających i odrzucanie zmian niesprzyjających ) są w stanie wytłumaczyć nie tylko powstanie człowieka, ale także powstanie w człowieku złudzenia celowości natury.
Teoria ewolucji jest powszechnie akceptowana przez cały świat naukowy. Żaden poważny naukowiec nie neguje dziś faktu, że przodkami ludzi były małpy , a przodkami małp inne organizmy ( rzeczjasna, przodkami współcześnie żyjących zwierząt nie są żadne inne współcześnie żyjące zwierzęta!). Natomiast, i to należy podkreślić: istnieją spory wśród naukowców co do przebiegu i charakteru ewolucji. Wciąż bowiem nie wiadomo, czy ewolucja miała charakter ciągły- jak twierdzą tzw. gradualiści, czy raczej skokowy- jak chcieliby tzw. punktualiści. Interesującym problemem mieszczącym się w ramach teorii ewolucji jest zagadnienie progresywności ewolucji: czy , a jeśli tak to dlaczego rośnie komplikacja organizmów. Zagadnienia te przedstawia się jednak jako argumenty podważające słuszność darwinizmu co jest głębokim nieporozumieniem, gdyż teoria ewolucji jak każda naukowa teoria opisująca prawa przyrody, stanowi pewien przybliżony model, a model ten jest ze swej natury otwarty na udoskonalającą go krytykę.
Często jednak zadawane jest pytanie: skoro ewolucja jest faktem, to dlaczego nie da się jej zaobserwować, dlaczego zasadnicza budowa zwierząt pozostaje wciąż taka sama i dlaczego architektura nas samych nie ulega przebudowie? Wbrew pozorom, odpowiedź na to pytanie jest prosta a dostarcza nam jej rzut oka na historię życia, trwającą już od ok. 4 mld. lat. Spróbuję przedstawić ją tutaj w formie porównania: Rozłóżmy szeroko ramiona, wyobraźmy sobie, że historia życia rozpoczyna się na czubku palca lewej ręki, zaś współcześnie żyjące organizmy znajdują się na czubku palca prawej ręki. I pomyślmy: na całym odcinku rozpoczynającym się od palca naszej lewej ręki, poprzez oś naszego ciała aż do miejsca położonego dobrze za prawym naszym barkiem- życie składać się będzie jedynie z bakterii. Wielokomórkowe bezkręgowce zaczną się gdzieś w okolicy naszego prawego łokcia. Dinozaury pojawią się w połowie prawej dłoni, a wymrą przy ostatnim stawie środkowego palca . Całe zaś dzieje naszego gatunku mogą się zmieścić na czubku paznokcia…
Czego dowodzi to porównanie, tak chętnie przywoływane przez R. Dawkinsa- słynnego brytyjskiego ewolucjonisty? Przynajmniej jednego: tego że ewolucja postępuje w bardzo powolnym tępie, do którego nie może się przyzwyczaić człowiek mierzący czas godzinami, latami czy nawet tysiącleciami. Wniosek jest zatem taki, że moglibyśmy obserwować ewolucję organizmów ,gdyby przeciętny człowiek żył ponad milion lat.
Jak zatem mamy reagować, kiedy z naszych szkół próbuje się wyrzucić teorię, która jest jedną z najlepiej uzasadnionych teorii jakie kiedykolwiek zaproponowano , by wyjaśnić zjawiska przyrodnicze?
Jak mamy reagować, kiedy w zamian za rzetelne wyjaśnienie całej różnorodności i wszystkich własności istot żywych , próbuje się nam wtłoczyć religijny fundamentalizm?
Otóż najlepszym rozwiązaniem jest wytknięcie wszystkich błędów tkwiących w pseudonaukowym kreacjonizmie, najlepiej takich, które burzą jego fundamenty.
Jednym z takich błędów jest sposób interpretacji Biblii. Religijni fundamentaliści powinni zastanowić się nad słowami św. Augustyna który uważał że: „ w sprawach ziemi, słońca, gwiazd , zwierząt i skał- nawet niechrześcijanie mogą dysponować poznaniem prawdziwszym niż chrześcijanie”. Św. Augustyn jest także autorem pewnej zasady której powinno się przestrzegać interpretując Pismo Święte. Zasada ta mówi, że w przypadku, gdy interpretacja Biblii jest sprzeczna z doświadczeniem (dziś zapewne powiedziałby „sprzeczna z nauką”), to należy wnioskować, że to interpretujący źle zrozumiał tekst a sprzeczność jest wynikiem „raczej jego ignorancji niż zawartości treściowej tekstu”.
Postępowanie nie zgodne z tą zasadą groziłoby, jak twierdzi Augustyn „ośmieszeniem Prawd zawartych w Księgach Świętych”.
Jest wreszcie pewna niekonsekwencja drzemiąca w samym kreacjonizmie. Bowiem jego niektóre nurty zwłaszcza te idące z duchem czasu, przebrane w szaty nauki, uznają w pewnej mierze teorię ewolucji. Dokładnie mówiąc, uznają tę część darwinizmu, która nie dotyczy człowieka. Twierdzą oni, że organizmy mogły ewoluować, ale sam człowiek powstał w wyniku jakiejś nadprzyrodzonej interwencji „z zewnątrz”.
Wydaje się to pozornie całkiem spójne. Ale czy takie jest w rzeczywistości? Przyjrzyjmy się temu bliżej…
Kreacjonista uważa, że powstanie człowieka było czymś nadzwyczajnym w przyrodzie, twierdzi że człowiek nie może pochodzić od małpy, ponieważ jego rozumność i duchowość świadczą o istnieniu jakiejś innej- duchowej rzeczywistości za sprawą której pojawiliśmy się na ziemi. Dla naszych potrzeb, przyjmijmy że Kreacjonista ma rację, i spójrzmy do czego nas to zaprowadzi….
Przyjmujemy zatem, że człowiek jest rzeczywiście jakimś wyjątkowym tworem, nie posiadającym przodków, ale stworzonym bezpośrednio przez Stwórcę, posiadającym duszę nieśmiertelną umożliwiającą mu wykonywanie aktów religijnych.
Ale …. Jak wiadomo, w grobach neandertalczyków- (małp człekokształtnych, które według paradygmatu darwinowskiego są naszymi przodkami) znaleziono różne ozdoby oraz przedmioty codziennego użytku, a także żywność. Obecność tych rzeczy w mogiłach , a także sam fakt grzebania zmarłych, świadczy o tym, że te „bezduszne” małpoludy posiadały coś na kształt religii i wierzyły w istnienie życia pozagrobowego(bo po co nieboszczykowi jedzenie?). Pytam zatem kreacjonistów: czy ta prymitywna forma religii u neandertalczyków jest konsekwencją procesu ewolucji materii, czy też została ona im wszczepiona przez samego Boga. Innymi słowy: czy pochodzi ona od Boga czy od świata? Jeżeli bowiem pochodzi ona od Boga to znaczy, że nie byliśmy jedynymi istotami religijnymi. Jeżeli zaś jest ona konsekwencją ewolucji materii, to może dalszym jej etapem są dzisiejsze postacie religii?
Jakkolwiek by się nie próbowało odpowiedzieć na to pytanie, należy pokornie przyznać, że teza o nadzwyczajnej wyjątkowości człowieka przeczy faktom.
Kreacjonizm jest zwykłą próbą naginania faktów dla celów religijnych lub politycznych.
Jednakże jego głównym grzechem jest to, że bierze się z ignorancji i to zarówno naukowej jak i religijnej. Może zatem kreacjoniści przestaną zapychać Bogiem dziury w swojej wiedzy, przestaną ośmieszać prawdy zawarte w „Księgach Świętych” i wezmą się do rzetelnych studiów. Wtedy przekonają się, że dla wyjaśnienia istnienia i właściwości organizmów żywych , wcale nie trzeba powoływać się na istnienie rozumnego Stwórcy. Co nie oznacza jednak, że rozumny Stwórca nie istnieje.

czwartek, 25 października 2007

Argument koronny

Niedawno, na rynku wydawniczym ukazała się książka pt „ Kłamstwo ewolucji” .
Wraz z tą książką odżyły niespełnione dotychczas marzenia wszystkich, dla których teoria ta jest fałszem (mam tu na myśli kreacjonistów, katastrofistów, zwolenników spiskowej teorii dziejów oraz zwykłych malkontentów).
Nie będę podejmował się tutaj szczegółowej krytyki tez głoszonych w tej książce ponieważ na rynku wydawniczym mamy wystarczająca liczbę publikacji których lektura z pewnością usunie nasz nadmierny sceptycyzm (tak swoją drogą, to sceptycyzm jest jedną z najbardziej pożądanych zalet każdego naukowca. Stojąc przed jakąkolwiek teorią naukową powinien on od początku szukać jej słabych punktów i próbować ją obalić).
Chciałbym tylko przywołać bardzo (może nawet skrajnie) praktyczny argument przemawiający za teorią ewolucji. Jego praktyczność ma przemówić zwłaszcza do tych czytelników, którzy chcą mieć jakiś pogląd na teorię ewolucji, lecz nauki przyrodnicze czy choćby filozofia nauki to dziedziny ludzkiej działalności które są dla nich zakryte „zasłona niewiedzy”.
Otóż wyobraźmy sobie świat w jakim żyją dzisiejszy naukowcy. Jest on pełen rozmaitych tytułów naukowych, odznaczeń, medali, grantów, nagród i stypendiów.
W świecie tym istnieje pewna hierarchia. Aby nie komplikować sytuacji przyjmijmy że na szczycie tej hierarchii znajdują się profesorowie, w środku doktorzy (w Polsce istnieje dodatkowo habilitacja) a poniżej doktoranci. Marzeniem profesora jest bycie najlepszym, najbardziej znanym specjalista w danej dziedzinie. Marzeniem doktora jest uzyskanie profesury, marzeniem zaś doktoranta jest uzyskanie doktoratu.
Tym ogniwem, który scala wszystkie te stopnie i tytuły jest wielkie, nigdy nieugaszone pragnienie odkrycia czegoś nowego. Ucieleśnieniem tego pragnienia są słynne postacie takie jak Darwin czy Einstein – oni (niczym katoliccy święci) dokonali czegoś, co zrewolucjonizowało dotychczasowy sposób myślenia i wpisali się na stałe w historię myśli ludzkiej. Tak właśnie wygląda „świat nauki”- lub trafniej: „ świat naukowców”.
A teraz wyobraźmy sobie, że w tym świecie mieszka sobie teoria, która nie dość że bardzo denerwuje wszystkich ludzi, to jeszcze dodatkowo (jeśli wierzyć pogłoskom), jest…….fałszywa!
Jedyną rzeczą jaką w takim razie trzeba zrobić jest wykazanie błędności tej teorii i po kłopocie! A wtedy oczy całego świata naukowców, całego świata intelektualistów i całej opinii publicznej będą zwrócone w kierunku tego, któremu udało się obalić „mit ewolucji. Widzimy, że pokusa jest nieodparta…..
A obalenie teorii ewolucji nie jest aż tak trudne jak się powszechnie sądzi….. Wystarczy bowiem np. wykopać skamieniałości jakiegokolwiek ssaka który żył jakieś 400 milionów lat temu ( w czasie w którym, jak się dziś uważa - powstawały ryby i płazy).
A teraz wyciągnijmy jakiś wniosek z przeprowadzonego eksperymentu myślowego. Czy gdyby rzeczywiście dowody przeczące teorii ewolucji były tak oczywiste, teoria ta byłaby w stanie przetrwać w świecie naukowców (pełnym rozmaitych, żerujących na niej drapieżników) dłuższy czas?

poniedziałek, 22 października 2007

Kontrowersje wokół ewolucji

Jeden z tygodników którego nie mam ochoty reklamować zamieścił niedawno artykuł, podający w wątpliwość teorię ewolucji. Autor artykułu twierdzi, że nie musi „wierzyć” w teorię ewolucji ponieważ jest to „tylko teoria” a nie fakt.
Tu chciałbym zamieścić pewne sprostowanie. Jeżeli ktoś mówi o teorii ewolucji, iż jest to „tylko teoria”, to tym samym pokazuje, że nie wie nic o nauce. W nauce bowiem słowo „teoria” jest określeniem nobilitującym. Teoria służy właściwemu porządkowaniu faktów. Stąd, nie mamy do czynienia np. z „faktem kwantów”- tylko z „teorią kwantów”. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że w nauce teorie są ważniejsze od faktów! Kiedyś zapytano Einsteina, co się stanie, jeśli jego teoria nie zostanie potwierdzona przez obserwacyjne fakty…. Na co ten wzruszył ramionami i odpowiedział krótko: „tym gorzej dla faktów”.
Często słowo „ ewolucja” bywa rozumiane w dwóch znaczeniach- jako historia i jako mechanizm.
W pierwszym znaczeniu ewolucję traktuje się jako historię naturalną, historię życia. W tym znaczeniu ewolucja jest takim samym faktem jak wszystko co wiemy w nauce.
Skamieniałości dobitnie mówią nam o tym, że świat był kiedyś inny, i że zamieszkiwały go inne stworzenia.
Niepodważalnym faktem jest, że człowiek nie pojawił się na ziemi w sposób nagły. Człowiek miał swoich przodków, ci zaś mieli swoich przodków itd…. Rozumowanie takie prowadzi nas do niezmiernie bogatej różnorodności biologicznej minionych epok.
Z kolei w drugim znaczeniu, używa się terminu ewolucja dla oznaczenia szczegółowego mechanizmu zmienności biologicznej. W tym właśnie znaczeniu ewolucja jest teorią- czyli dobrze zdefiniowanym, spójnym zbiorem twierdzeń, które tłumaczą zmiany ewolucyjne.
Ewolucja jest zatem zarazem faktem i teorią. Jest faktem, że ewolucyjne zmiany miały miejsce w historii naturalnej. Ewolucja jest także teorią, która tłumaczy mechanizmy tych zmian.
Oczywiście ewolucja stwarza także bardzo ciekawe i intrygujące problemy. Oto jeden z nich:
Gdyby wykopano wszystkie szczątki organizmów jakie kiedykolwiek żyły na ziemi ( co jest niemożliwe, ponieważ część organizmów została zjedzona i strawiona, część została zniszczona a część nie pozostawia po sobie nawet szczątków), wówczas takie pojęcia jak pies, kot, wróbel, szympans, czy człowiek straciłyby swoją ostrość. Fakt, iż ewolucja polega na stopniowej kumulacji drobnych (często niedostrzegalnych) zmian sprawia, iż np. granica pomiędzy dwoma gatunkami byłaby czymś czysto umownym.
Jedną z konsekwencji darwinowskiego gradualizmu jest to, iż pojęcie gatunku traci swój absolutny charakter. Wierzymy, że Bóg stał się człowiekiem jednak czym jest człowiek jeśli nie pojęciem umownym?

sobota, 20 października 2007

Największa katastrofa od czasów zagłady dinozaurów! Schwarzeneger sprawił, że :matki, ojcowie, mężowie i żony- nie istnieją!

Dzisiejsza „Rzeczpospolita” donosi, że „ Arnold Schwarzenegger podpisał szkolne prawo antydyskryminacyjne na podstawie którego, z podręczników szkolnych znikną słowa takie jak „mama”, „tata”, „mąż” czy „ żona”.
Wydaje mi się, że ten bez wątpienia idiotyczny pomysł gubernatora Kalifornii powinien skłonić do zastanowienia się, jakie są dopuszczalne granice ingerencji państwa w sprawy obywateli, czyli mówiąc prościej: jak daleko może wchodzić państwo buciorami w nasze życie?
Odpowiedź na to pytanie jest dość istotna, gdyż od niej uzależniona jest cała przyszłość cywilizacji zachodnioeuropejskiej.
Huxley pisał kiedyś: „ cywilizacja to nic innego, jak szereg konwencji; być cywilizowanym to tyle, co respektować te konwencje, podtrzymywać przejawy kultury, dobrobytu i dobrych manier. Im powszechniej, im skuteczniej podtrzymuje się owe przejawy- tym lepsza cywilizacja. Cywilizacja ignorująca te przejawy, przestałaby istnieć. Uwolnieni od konieczności zachowywania pozorów ludzie w większości popadli by w barbarzyństwo”.
Język jest właśnie jednym z przejawów cywilizacji- ktokolwiek przy nim majstruje- musi liczyć się z poważnymi konsekwencjami!

Tak na marginesie: wiecie co to jest wielbłąd? Otóż jest to koń zaprojektowany przez organ centralny. Ciekawe jak będzie wyglądał język zaprojektowany przez organ centralny……
( przykładem chyba najbardziej politycznie poprawnego języka jest język matematyki. Okazuje się jednak, że nawet w nim niektóre feminizujące yntelektualistki dostrzegły przejaw dyskryminacji- np. dopatrując się w słynnej liczbie π cech męskich….)

czwartek, 18 października 2007

Nobel czy bubel?

W telewizji, Internecie, radiu i prasie aż huczy nieraz od złowrogich proroctw, przepowiedni i wróżb wypowiadanych przez dziwnie wyglądających i jeszcze dziwniej zachowujących się ludzi nazywanych powszechnie „ekologami”.

Sztandarowym, poruszanym przez nich tematem jest tzw. Problem dziury ozonowej.

Należy zaznaczyć na wstępie, iż „ problem dziury ozonowej” owszem istnieje, ale jedynie w mózgach ludzi czerpiących profity z tytułu „walki” z dziurą ozonową!

Jasno trzeba sobie to powiedzieć: Istnienie dziury ozonowej nie ma z działalnością przemysłową nic wspólnego.

W stratosferze (jakieś 30-40 km nad naszymi głowami) zalega cienka warstwa ozonu- rzadkiej, bo trzyatomowej odmiany tlenu. Dobroczynny wpływ tej warstwy na nasze (i nie tylko) samopoczucie polega na tym, iż działa ona jak tarcza zatrzymując docierające do naszej planety, zabójcze promieniowanie UV. Ozon jednak ma swojego śmiertelnego wroga- chlor, który chętnie wchodzi z ozonem w reakcje przekształcając go w „zwykły” tlen.

Według powszechnej opinii, przeciętny Kowalski używając na co dzień : samochodu, lodówki, zamrażarki, czy też zwykłego dezodorantu, pośrednio przyczynia się do niszczenia tej warstwy, gdyż urządzenia te zawierają pewne substancje, zwane freonami które to z kolei zawierają śmiertelny dla ozonu- chlor.

Najlepiej by było zatem, gdyby światowa produkcja freonu została ograniczona, lub też całkowicie wstrzymana, co rzeczywiście zostało wprowadzone w życie w 1988r. w Montrealu zgodnie z postanowieniami tamtejszego protokołu.

Jednak, jak to zwykle bywa, prawda jest nieco bardziej skomplikowana. Okazuje się bowiem, że jeszcze przed wprowadzeniem ograniczeń- światowa gospodarka wytwarzała rocznie 750 tysięcy ton czystego chloru. Ilość ta robi wrażenie, jednak gdy ją porównamy z 36 milionami ton chloru wypuszczanymi rocznie do atmosfery przez wszystkie wulkany razem wzięte, lub z 600 milionami ton chloru które dostają się do atmosfery w wyniku spalania lasów i parowania oceanów, wówczas okaże się że udział człowieka w niszczeniu warstwy ozonowej nie przekracza nawet jednego promila.

Oczywiście na dziurze ozonowej da się zarobić o czym wiedzą doskonale wielkie koncerny chemiczne. Wszelkie znane dotychczas substytuty freonów są od nich ponad dziesięciokrotnie droższe, wiec opłaca się dofinansować kilka krzykliwych osób dopominających się o ochronę środowiska….. a niektóre z tych osób zostają nawet uhonorowane Pokojową Nagroda Nobla

Na koniec, warto dodać, że każde przemieszczenie się o 1500 km na południe wiąże się z podwojeniem natężenia promieniowania UV. Podobnie, każde 50 m. w górę oznacza wzrost natężenia tegoż promieniowania o 1 %. Ale… zaraz zaraz….przecież lubimy wycieczki do krajów południowych, lubimy także wyprawy w góry…. i jakoś fakt że wystawiamy się na działanie śmiertelnych promieni nie robi na nas specjalnego wrażenia!

piątek, 5 października 2007

„Bóg urojony”, czy „urojenia o Bogu” ?

Jak czytać „ Boga urojonego” aby nie stracić wiary? , albo : Jak nie stracić wiary po przeczytaniu „Boga urojonego”. Takie pytania zadają sobie pewnie wszyscy, którzy zetknęli się z najnowszą książką Ryszarda Dawkinsa- znanego brytyjskiego biologa ewolucjonisty. Autor wyraża w niej przekonanie, że Bóg nie istnieje i jest tylko natrętnym, szkodliwym urojeniem , wiara w Boga, to niczym nieuzasadniony, irracjonalny proces nie- myślenia, natomiast religia to tylko zwykły zabobon nie posiadający żadnych racjonalnych podstaw i który wpędza ludzkość w obłęd wojen religijnych, nietolerancji i terroryzmu. Dawkins chlubi się ze swojego ateizmu i uzasadnia go faktem iż wszelkie zjawiska oraz fakty kojarzone dotychczas z takimi czy innymi przejawami transcendencji w świecie, jesteśmy dziś w stanie uzasadnić racjonalnie- to znaczy- przy pomocy nauki. I tak, czytelnik dowiaduje się, że nauka dziś jest w stanie wskazać naturalne przyczyny : religii jako takiej, moralności, powstania życia a nawet doświadczeń mistycznych. Co więcej, wszystkie nadprzyrodzone zjawiska, które zwykło się określać mianem cudów, okazują się być jedynie pewnymi mało prawdopodobnymi wydarzeniami, które w szerszej perspektywie czasowej są nie tylko prawdopodobne, ale są wręcz nieuniknione. Dawkins we wstępie do książki, wyraża nadzieję, że każdy człowiek wierzący, po jej przeczytaniu- stanie się ateistą, i trzeba przyznać iż robi wszystko co w jego mocy, aby taki skutek osiągnąć. Deklarując bowiem otwartą wrogość względem religii, w szyderczym tonie charakteryzuje ją w sposób bardzo wybiórczy : prezentując patologię jako normę, skrajność jako centrum a ekscentryków jako główny nurt.

Wróćmy teraz do poruszonego na wstępie problemu- jak przeczytać tą książkę, tak ciekawą, tak pięknie napisaną, tak bardzo przekonywującą i tak bardzo logiczną, i… zachować wiarę? Otóż proponuję dwie równie skuteczne metody: intelektualnie nieuczciwą oraz intelektualnie uczciwą. Ta pierwsza polega na przyjęciu założenia że Dawkins jest antychrystem , usiłującym wpędzić nasze dusze do czeluści piekielnych. Druga metoda jest trudniejsza i wymaga od czytelnika posłużenia się orężem samego Dawkinsa czyli racjonalną argumentacją.

Otóż Dawkins uważa, że kluczowe dla jego książki argumenty dowodzą niezbicie nieistnienia Boga. Mija się tu jednak z prawdą, bowiem większość twierdzeń zawartych w „Bogu urojonym” może zostać śmiało zaakceptowana przez człowieka wierzącego. Zatem zaznajamiając się z poszczególnymi argumentami Dawkinsa, załóżmy, że są one prawdą, a następnie zobaczmy czy prowadzą nas one do ateizmu…

Nauka dowiodła, że przyczyną religijności i moralności są pewne geny? Być może, ale teista może powiedzieć, że to właśnie Bóg umieścił w człowieku te geny. Człowiek jest wynikiem procesu ewolucji? Naturalnie… posłużył się nią bowiem Pan Bóg. Objawienia to tylko procesy neurobiologiczne? Tak, a steruje nimi Bóg! I tak dalej…Argumenty Dawkinsa mają wpływ na nasze postrzeganie Boga , ale nie wynika z nich nic o Jego istnieniu czy nieistnieniu.„Bóg urojony” zdecydowanie odrzuca ideę Boga i religii, śledząc poczynania autora, zwracajmy jednak uwagę, na to, jaki Bóg i jaka religia mają być odrzucone.
Dawkins bowiem zawsze najpierw kreśli karykaturalny obraz Boga i religii, oparty na stereotypach i zwykłych pomówieniach , a następnie taką niegroźną, wystruganą przez siebie kukłę ośmiesza i atakuje. Taki wykreowany przez Dawkinsa Bóg nie jest Bogiem żadnej religii, taki Bóg jest tylko urojeniem Dawkinsa na temat Boga.

Dawkins uważa się za zafascynowanego nauką-naukowca. Co jednak skłoniło takiego szczura laboratoryjnego do napisania tego typu książki? Mogło to być znudzenie uprawianą przez siebie dziedziną wiedzy, połączone z chęcią wypróbowania się na innym polu lub … chęć zdobycia łatwych pieniędzy. Wiadomo bowiem, że najlepiej sprzedawać się będzie książka, która jest zarazem: głośna, kontrowersyjna i obrazoburcza. Za tą drugą hipotezą przemawia fakt, że Dawkins jest znany głównie ze swoich naukowych publikacji w których każdą, nawet najdrobniejszą tezę opiera na rzetelnej argumentacji udokumentowanej obszerną literaturą naukową. A w „Bogu urojonym”? Cóż w „Bogu urojonym” Dawkins to nie Dawkins.

czwartek, 27 września 2007

W Krainie Żyjątek II

O tym, dlaczego w Krainie Żyjątek nie wyczerpały się, nie wyczerpują się i pewnie nie wyczerpią się złoża ropy naftowej……

W Krainie Żyjątek raz po raz dochodzą do głosu apokaliptyczne wizje, jakoby w niedalekiej przyszłości miały wyczerpać się wszystkie pokłady ropy naftowej…W odpowiedzi na te przepowiednie, jedne Żyjątka płaczliwie biadolą zwalając winę na rabunkową gospodarkę, inne z kolei skwapliwie robią zapasy ropy w specjalnie budowanych w tym celu zbiornikach a jeszcze inne kompletnie się tym nie interesują.

Jednakże ostatnimi czasy, pogłoski o krytycznym poziomie pokładów ropy nabrały takiego natężenia , iż ze specjalnym apelem wystąpił sam król Żyjątek. Oto co powiedział:

„Drodzy poddani! W związku z powtarzającymi się pogłoskami o wyczerpywaniu się pokładów ropy, chciałbym was uroczyście zapewnić, że złoża te mają się dobrze, i nie grozi im wyczerpanie ani teraz ani nigdy!”

Ta wypowiedź króla nie uspokoiła obaw Żyjątek, a niektóre z nich nawet twierdziły, że z ropą musi być rzeczywiście coś nie tak, skoro sam król się tym zainteresował.

Dlatego, w celu uspokojenia poddanych, król Żyjątek wydał stosowną odezwę w której tłumaczył wszystkim Żyjątkom swoje stanowisko. W uzasadnieniu tym na uwagę zasługują dwa terminy- zysk oraz cena. O zysku, lub działaniu zyskownym, mówimy wtedy, gdy korzyść osiągnięta wskutek naszego działania przewyższa koszt jaki włożyliśmy dla jej osiągnięcia. Z kolei cena- to niezmiernie ważny wskaźnik dostarczający nam informacji o ilości danego dobra w naszym otoczeniu. Jeżeli jakiegoś dobra jest dookoła pod dostatkiem, wówczas jego cena jest niska (np. piasku lub wody). Gdy jednak dane dobro występuje w niedoborze, wówczas jego cena jest wysoka (np. diament, złoto, Mercedes). Po tym wstępie, królewska odezwa stwierdza, iż zarówno pokłady ropy jak i każdego innego surowca naturalnego nigdy się nie wyczerpią, gdyż w gospodarowaniu tym surowcem w Krainie Żyjątek, rządzi chęć zysku oraz system cen. Co to jednak ma wspólnego ze stanem złóż ropy? Otóż, powiedzieliśmy, że cena informuje nas o tym, czy jakiegoś dobra jest mało czy dużo. Jeżeli zasoby ropy zaczną się zmniejszać, wówczas ich wydobywcy, kierując się zyskiem natychmiast podniosą cenę, co spowoduje, że część konsumentów nie będzie mogła sobie pozwolić na korzystanie z tego dobra. Im ropy będzie mniej, tym jej cena będzie wyższa i będzie ona miała mniej nabywców. Jednak wraz ze wzrostem ceny, eksploracja dotychczas nieopłacalnych (czyt. niezyskownych) złóż ropy zacznie się opłacać. Mało tego, spodziewany duży zysk z odkrycia nowych złóż ropy, przewyższy koszt prowadzenia poszukiwań nowych obszarów roponośnych, i zaowocuje nowymi punktami wydobycia ropy.

To uzasadnienie przekonało wszystkie Żyjątka, natomiast wichrzycieli i demagogów głoszących swe urojenia wygnano z krainy Żyjątek do sąsiednich krain, gdzie zapewne kontynuują wykrzykiwanie swoich apokaliptycznych haseł…..

PS. Ciekawe jednak co by było, gdyby ktoś, zaczął dopłacać (subsydiować) wydobycie pewnych surowców, cena nie niosła by już wtedy informacji o ich ilości w przyrodzie, a konsument nie wiedziałby, że powinien oszczędzać…. Dobrze jednak że nic takiego nie ma miejsca ………

W Krainie Zyjątek I

Zabobony i skrzynka Skinnera


Niektóre Żyjątka starają się nie wstawać lewą nogą, bo to przynosi pecha, inne z tych samych powodów omijają czarne koty a jeszcze inne za wszelką cenę próbują uniknąć widoku bociana. Ale to nie wszystko! Prawie wszystkie Żyjątka posiadają jakieś przyzwyczajenie, jakiś nawyk który im samym wydaje się najzupełniej normalny, natomiast dla nas ludzi (gatunku posiadającego znacznie lepiej rozwinięty mózg!) jest on po prostu śmieszny. Żyjątka na widok kominiarza chwytają się za guziki, nie zabijają w domach pająków(ale tylko do południa!), mają „szczęśliwe” liczby i boją się piątków…

To nietypowe zachowanie Żyjątek tak zainteresowało pewnego biologa o nazwisku Skinner, że postanowił zbadać jego przyczynę. W tym celu zbudował skrzynkę w której umieścił karmnik otwierany poprzez dziobnięcia umieszczanych w niej gołębi. Pierwotnie do otwarcia karmnika wystarczyło jedno dziobnięcie jednakże po pewnym czasie Skinner postanowił skomplikować mechanizm i karmnik począł się otwierać za każdym dziesiątym dziobnięciem. Komplikacja ta okazała się jednak dla ptaków bułką z masłem bowiem szybko wychwyciły tę prawidłowość i cierpliwie dziobały…Zaintrygowany Skinner, ustawił całkowicie losowy mechanizm otwierania karmnika i cóż się okazało? Otóż niektórym ptakom zaczęło się wydawać, że pewne, wykonywane przez nie ruchy mają jakiś związek z otwieraniem się karmnika. Skinner widząc ptaki, które nieustannie się obracają, machają skrzydłami bądź nieustannie wkładają głowę w róg skrzyni, nazwał je Przesądnymi. Przesądnymi dlatego, gdyż zdawało im się, że istnieje jakikolwiek związek pomiędzy wykonywanymi przez nie ruchami, gestami a mechanizmem uruchamiającym mechanizm.

Tak oto dziwne zachowanie Żyjątek znalazło swoje naukowe uzasadnienie. Obecnie trwają prace nad oduczeniem Żyjątek wykonywania tych bezcelowych i bezsensownych poczynań. Jakie będą efekty- czas pokaże!

piątek, 7 września 2007

Powitanie

Witam wszystkich blogowiczów!
Ponieważ dopiero zapoznaję się z możliwościami i obsługą bloga, dlatego proszę na moje poczynania techniczne i estetyczne patrzeć "przez palce". Zamierzam tutaj zamieszczać tak często jak to tylko możliwe moje własne przemyślenia, a także przemyślenia ludzi wybitnych dotyczące otaczającej nas rzeczywistości. Będę poruszał rozmaite problemy i zagadnienia, zasadniczo trzymając się tych dziedzin jakie wymieniłem w moim profilu.
Liczę na ciekawe, polemiczne i przede wszystkim inteligentne.... komentarze!