sobota, 27 października 2007

Kreacjonizm vs Darwinizm

Tekst ten został napisany w ubiegłym roku, ale ponieważ pasuje do poruszanych ostatnio przeze mnie tematów, toteż postanowiłem go zamieścić...

W listopadzie przypada 147 rocznica wydania przez Karola Darwina jego najpopularniejszego dzieła: „O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego”. O tym, jak wielkie wywołało ono zamieszanie najlepiej świadczy dyskusja , która odbyła się w 1860 r. - pomiędzy biskupem S. Wilberforcem – zagorzałym antydarwinistą a Thomasem Huxleyem- wielkim propagatorem teorii ewolucji znanym jako „buldożer Darwina”. Wilberforce złośliwie zapytał Huxleya, czy małpa była jego przodkiem ze strony dziadka czy też ze strony babki, co Huxley skwitował stwierdzeniem, iż woli mieć za przodka małpę, niż człowieka „obdarzonego wielkimi zdolnościami i wpływami, który jednakowoż wykorzystuje te przymioty do ośmieszania poważnej dyskusji naukowej”.
Myślę że po niedawnym wystąpieniu jednego z naszych eurodeputowanych oraz po wypowiedziach wiceministra edukacji, słowa Huxleya zyskują na aktualności….
Przyjrzyjmy się zatem co jest przedmiotem sporu między kreacjonizmem a ewolucjonizmem.
Jedną z właściwości materii organicznej, która chyba najbardziej rzuca się w oczy i która żąda wyjaśnienia i uzasadnienia, jest jej niewyobrażalna wręcz komplikacja i różnorodność. To właśnie kontemplacja tych cech przyrody rodzi w nas olbrzymie i nieodparte wrażenie celowości świata, który postrzegamy jako nieustannie urzeczywistniający się Boży projekt, czy też zamysł.
Nic zatem dziwnego że teoria ewolucji, rozumiana jako bezrozumny i automatyczny proces, którego efektem jesteśmy my sami- budzi ogromny opór pośród religijnych fundamentalistów uważających Biblię za podręcznik do fizyki chemii oraz biologii.
Czy jednak to się nam podoba, czy nie- teoria ewolucji jest faktem. Zaś podstawowe mechanizmy składające się na trzon tej teorii (tj. losowe zmiany materiału genetycznego przekazywanego przez rodziców potomstwu oraz selekcja naturalna- czyli zachowywanie zmian sprzyjających i odrzucanie zmian niesprzyjających ) są w stanie wytłumaczyć nie tylko powstanie człowieka, ale także powstanie w człowieku złudzenia celowości natury.
Teoria ewolucji jest powszechnie akceptowana przez cały świat naukowy. Żaden poważny naukowiec nie neguje dziś faktu, że przodkami ludzi były małpy , a przodkami małp inne organizmy ( rzeczjasna, przodkami współcześnie żyjących zwierząt nie są żadne inne współcześnie żyjące zwierzęta!). Natomiast, i to należy podkreślić: istnieją spory wśród naukowców co do przebiegu i charakteru ewolucji. Wciąż bowiem nie wiadomo, czy ewolucja miała charakter ciągły- jak twierdzą tzw. gradualiści, czy raczej skokowy- jak chcieliby tzw. punktualiści. Interesującym problemem mieszczącym się w ramach teorii ewolucji jest zagadnienie progresywności ewolucji: czy , a jeśli tak to dlaczego rośnie komplikacja organizmów. Zagadnienia te przedstawia się jednak jako argumenty podważające słuszność darwinizmu co jest głębokim nieporozumieniem, gdyż teoria ewolucji jak każda naukowa teoria opisująca prawa przyrody, stanowi pewien przybliżony model, a model ten jest ze swej natury otwarty na udoskonalającą go krytykę.
Często jednak zadawane jest pytanie: skoro ewolucja jest faktem, to dlaczego nie da się jej zaobserwować, dlaczego zasadnicza budowa zwierząt pozostaje wciąż taka sama i dlaczego architektura nas samych nie ulega przebudowie? Wbrew pozorom, odpowiedź na to pytanie jest prosta a dostarcza nam jej rzut oka na historię życia, trwającą już od ok. 4 mld. lat. Spróbuję przedstawić ją tutaj w formie porównania: Rozłóżmy szeroko ramiona, wyobraźmy sobie, że historia życia rozpoczyna się na czubku palca lewej ręki, zaś współcześnie żyjące organizmy znajdują się na czubku palca prawej ręki. I pomyślmy: na całym odcinku rozpoczynającym się od palca naszej lewej ręki, poprzez oś naszego ciała aż do miejsca położonego dobrze za prawym naszym barkiem- życie składać się będzie jedynie z bakterii. Wielokomórkowe bezkręgowce zaczną się gdzieś w okolicy naszego prawego łokcia. Dinozaury pojawią się w połowie prawej dłoni, a wymrą przy ostatnim stawie środkowego palca . Całe zaś dzieje naszego gatunku mogą się zmieścić na czubku paznokcia…
Czego dowodzi to porównanie, tak chętnie przywoływane przez R. Dawkinsa- słynnego brytyjskiego ewolucjonisty? Przynajmniej jednego: tego że ewolucja postępuje w bardzo powolnym tępie, do którego nie może się przyzwyczaić człowiek mierzący czas godzinami, latami czy nawet tysiącleciami. Wniosek jest zatem taki, że moglibyśmy obserwować ewolucję organizmów ,gdyby przeciętny człowiek żył ponad milion lat.
Jak zatem mamy reagować, kiedy z naszych szkół próbuje się wyrzucić teorię, która jest jedną z najlepiej uzasadnionych teorii jakie kiedykolwiek zaproponowano , by wyjaśnić zjawiska przyrodnicze?
Jak mamy reagować, kiedy w zamian za rzetelne wyjaśnienie całej różnorodności i wszystkich własności istot żywych , próbuje się nam wtłoczyć religijny fundamentalizm?
Otóż najlepszym rozwiązaniem jest wytknięcie wszystkich błędów tkwiących w pseudonaukowym kreacjonizmie, najlepiej takich, które burzą jego fundamenty.
Jednym z takich błędów jest sposób interpretacji Biblii. Religijni fundamentaliści powinni zastanowić się nad słowami św. Augustyna który uważał że: „ w sprawach ziemi, słońca, gwiazd , zwierząt i skał- nawet niechrześcijanie mogą dysponować poznaniem prawdziwszym niż chrześcijanie”. Św. Augustyn jest także autorem pewnej zasady której powinno się przestrzegać interpretując Pismo Święte. Zasada ta mówi, że w przypadku, gdy interpretacja Biblii jest sprzeczna z doświadczeniem (dziś zapewne powiedziałby „sprzeczna z nauką”), to należy wnioskować, że to interpretujący źle zrozumiał tekst a sprzeczność jest wynikiem „raczej jego ignorancji niż zawartości treściowej tekstu”.
Postępowanie nie zgodne z tą zasadą groziłoby, jak twierdzi Augustyn „ośmieszeniem Prawd zawartych w Księgach Świętych”.
Jest wreszcie pewna niekonsekwencja drzemiąca w samym kreacjonizmie. Bowiem jego niektóre nurty zwłaszcza te idące z duchem czasu, przebrane w szaty nauki, uznają w pewnej mierze teorię ewolucji. Dokładnie mówiąc, uznają tę część darwinizmu, która nie dotyczy człowieka. Twierdzą oni, że organizmy mogły ewoluować, ale sam człowiek powstał w wyniku jakiejś nadprzyrodzonej interwencji „z zewnątrz”.
Wydaje się to pozornie całkiem spójne. Ale czy takie jest w rzeczywistości? Przyjrzyjmy się temu bliżej…
Kreacjonista uważa, że powstanie człowieka było czymś nadzwyczajnym w przyrodzie, twierdzi że człowiek nie może pochodzić od małpy, ponieważ jego rozumność i duchowość świadczą o istnieniu jakiejś innej- duchowej rzeczywistości za sprawą której pojawiliśmy się na ziemi. Dla naszych potrzeb, przyjmijmy że Kreacjonista ma rację, i spójrzmy do czego nas to zaprowadzi….
Przyjmujemy zatem, że człowiek jest rzeczywiście jakimś wyjątkowym tworem, nie posiadającym przodków, ale stworzonym bezpośrednio przez Stwórcę, posiadającym duszę nieśmiertelną umożliwiającą mu wykonywanie aktów religijnych.
Ale …. Jak wiadomo, w grobach neandertalczyków- (małp człekokształtnych, które według paradygmatu darwinowskiego są naszymi przodkami) znaleziono różne ozdoby oraz przedmioty codziennego użytku, a także żywność. Obecność tych rzeczy w mogiłach , a także sam fakt grzebania zmarłych, świadczy o tym, że te „bezduszne” małpoludy posiadały coś na kształt religii i wierzyły w istnienie życia pozagrobowego(bo po co nieboszczykowi jedzenie?). Pytam zatem kreacjonistów: czy ta prymitywna forma religii u neandertalczyków jest konsekwencją procesu ewolucji materii, czy też została ona im wszczepiona przez samego Boga. Innymi słowy: czy pochodzi ona od Boga czy od świata? Jeżeli bowiem pochodzi ona od Boga to znaczy, że nie byliśmy jedynymi istotami religijnymi. Jeżeli zaś jest ona konsekwencją ewolucji materii, to może dalszym jej etapem są dzisiejsze postacie religii?
Jakkolwiek by się nie próbowało odpowiedzieć na to pytanie, należy pokornie przyznać, że teza o nadzwyczajnej wyjątkowości człowieka przeczy faktom.
Kreacjonizm jest zwykłą próbą naginania faktów dla celów religijnych lub politycznych.
Jednakże jego głównym grzechem jest to, że bierze się z ignorancji i to zarówno naukowej jak i religijnej. Może zatem kreacjoniści przestaną zapychać Bogiem dziury w swojej wiedzy, przestaną ośmieszać prawdy zawarte w „Księgach Świętych” i wezmą się do rzetelnych studiów. Wtedy przekonają się, że dla wyjaśnienia istnienia i właściwości organizmów żywych , wcale nie trzeba powoływać się na istnienie rozumnego Stwórcy. Co nie oznacza jednak, że rozumny Stwórca nie istnieje.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Witam
Mam dokładnie odminne zdanie niż Pan. Dla mnie ewolucjonizm to naginanie faktów do materialistycznej religii.
Zapraszam na spotkanie z dr Geoffem Barnadem z Cambrige. Info na stronie www.stworzenie.org.
Pozdrawiam
Kreacjonista

Anonimowy pisze...

Zgadzam się w 100%

Verth