poniedziałek, 22 października 2007

Kontrowersje wokół ewolucji

Jeden z tygodników którego nie mam ochoty reklamować zamieścił niedawno artykuł, podający w wątpliwość teorię ewolucji. Autor artykułu twierdzi, że nie musi „wierzyć” w teorię ewolucji ponieważ jest to „tylko teoria” a nie fakt.
Tu chciałbym zamieścić pewne sprostowanie. Jeżeli ktoś mówi o teorii ewolucji, iż jest to „tylko teoria”, to tym samym pokazuje, że nie wie nic o nauce. W nauce bowiem słowo „teoria” jest określeniem nobilitującym. Teoria służy właściwemu porządkowaniu faktów. Stąd, nie mamy do czynienia np. z „faktem kwantów”- tylko z „teorią kwantów”. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że w nauce teorie są ważniejsze od faktów! Kiedyś zapytano Einsteina, co się stanie, jeśli jego teoria nie zostanie potwierdzona przez obserwacyjne fakty…. Na co ten wzruszył ramionami i odpowiedział krótko: „tym gorzej dla faktów”.
Często słowo „ ewolucja” bywa rozumiane w dwóch znaczeniach- jako historia i jako mechanizm.
W pierwszym znaczeniu ewolucję traktuje się jako historię naturalną, historię życia. W tym znaczeniu ewolucja jest takim samym faktem jak wszystko co wiemy w nauce.
Skamieniałości dobitnie mówią nam o tym, że świat był kiedyś inny, i że zamieszkiwały go inne stworzenia.
Niepodważalnym faktem jest, że człowiek nie pojawił się na ziemi w sposób nagły. Człowiek miał swoich przodków, ci zaś mieli swoich przodków itd…. Rozumowanie takie prowadzi nas do niezmiernie bogatej różnorodności biologicznej minionych epok.
Z kolei w drugim znaczeniu, używa się terminu ewolucja dla oznaczenia szczegółowego mechanizmu zmienności biologicznej. W tym właśnie znaczeniu ewolucja jest teorią- czyli dobrze zdefiniowanym, spójnym zbiorem twierdzeń, które tłumaczą zmiany ewolucyjne.
Ewolucja jest zatem zarazem faktem i teorią. Jest faktem, że ewolucyjne zmiany miały miejsce w historii naturalnej. Ewolucja jest także teorią, która tłumaczy mechanizmy tych zmian.
Oczywiście ewolucja stwarza także bardzo ciekawe i intrygujące problemy. Oto jeden z nich:
Gdyby wykopano wszystkie szczątki organizmów jakie kiedykolwiek żyły na ziemi ( co jest niemożliwe, ponieważ część organizmów została zjedzona i strawiona, część została zniszczona a część nie pozostawia po sobie nawet szczątków), wówczas takie pojęcia jak pies, kot, wróbel, szympans, czy człowiek straciłyby swoją ostrość. Fakt, iż ewolucja polega na stopniowej kumulacji drobnych (często niedostrzegalnych) zmian sprawia, iż np. granica pomiędzy dwoma gatunkami byłaby czymś czysto umownym.
Jedną z konsekwencji darwinowskiego gradualizmu jest to, iż pojęcie gatunku traci swój absolutny charakter. Wierzymy, że Bóg stał się człowiekiem jednak czym jest człowiek jeśli nie pojęciem umownym?

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Istnieją konflikty między "wyznawcami" kreacjonizmu a "wyznawcami" darwinizmu, ale czy na pewno jest tu jakiś konflikt? Moim zdaniem NIE. Obie teorie da się pogodzić w rozsądny sposób.

kk pisze...

Autor tekstu sam sobie wyznacza zakres stosowalności swoich wniosków i pózniej je stosuje.
Bez założeń wstępnych nie da się przeprowadzić dowodu ale jeśli założenie jest sprytnie dobrane, to wszystko można udowodnić, nawet istnienie krasnoludków (jeśli np. załozymy,że posługują się one telepatią i od razu się teleportują w inne miejsce,gdy tylko telepatycznie wyczują zbliżającego się człowieka).

A CO TO ZA STWIERDZENIE:"FAKT HISTORYCZNOŚCI EWOLUCJI JEST DOWIEDZIONY, JAK WSZYSTKO W NAUCE"? JAKIE "wszystko"?

Nie dość,że nadużycie przez brak precyzji, to jeszcze pośrednie tzw. argumentowanie z analogii! Straszny błąd logiczny, którego ofiarą pada wielu ludzi. To tak ,jakbym stwierdził: teoria strun jest równie dobrze potwierdzona,jak teoria grawitacji Newtona. Czy tak jest rzeczywiście? Fakt,iż w zapisie kopalnym obserwujemy swego rodzaju następstwa-jedne gatunki pojawiały się przez setki tysięcy ,a nawet milionów lat znajdowano je w kolejnych warstwach, pózniej ginęły bezpotomnie i pojawiał się jakiś nowy gatunek,który przeżył setki tysięcy pokoleń,lub żyje do dzisiaj nie dowodzi ewolucji biologicznej! Krokodyle czy żółwie istniały-o czym poucza kronika skamielin-przed dinozaurami czy końmi,ale czy ktoś rozsądny stwierdzi,że konie i dinozaury pochodzą od żółwi i krokodyli? Co najwyżej można założyć,że te organizmy miały wspólnego przodka, który z resztą nie chce się zmaterializować. A inne kontrowersje związane z TE? A co z samodziejswem,które miało doprowadzić do SAMOpowstania zycia? Czy to jest historyczna nauka poparta jak każdy inny fakt obecny w całej reszcie gałęzi nauki?
A co z niezgodnościami pomiędzy kladystami i filogenetykami molekularnymi odnośnie budowania drzew rodowych dla różnych organizmów? Na koniec tym niezgodnościom poświęcę trochę miejsca.
Problem dotyczy wcześniejszych przewidywań kladystów (anatomów porównawczych),
którzy na podstawie porównywania tzw. "plezjomorfi", "synapomorfi", "apomorfi"
i poprzez badania "autapomorfi", budowali drzewa filogenetyczne , na podstawie
cech jak się na pierwszy rzut oka wydawało homologicznych u pewnych
taksonów,lub właściwych większym grupom organizmów. Najpierw bodowano tzw.
kladogramy, łącząc zwierzęta i rośliny (teraz będę pisał tylko o zwierzętach)
na podstawie widzialnej analizy morfologicznej (kladystycznej) w tzw. klady.

(oczywiście chodzi tu o interpretacje oparte na założeniu,że organizmy
ewoluują w kolejności przodek potomek. I tak-warto ten fakt podkreślić- dla
cech "plezjomorficznych", które wcześniej nazywano "prymitywnymi" pózniej dla
ich właściciela uznanego za wspólnego przodka całej grupy czy poszczególnego
taksonu ukuto termin "gatunki bazalne". Bo jeśli skrzydła są dla wszytkich
ptaków cechą plezjomorficzą, bo odziedziczoną po wspólnym przodku [gatunku
bazalnym],to mimo to przecież nikt rozsadny nie będzie się upierał,że skrzydła
są narządami prymitywnymi!)

Na tej podstawie i przy wykorzystywaniu wcześniej opisanych narzędzi
porównawczych zbudowano drzewo rodowe. Pózniej, kiedy rozwinęła się biologia
molekularna uczeni wpadli na pomysł aby techniki molekularne wykorzystać do
analiz filogenetycznych z nadzieją,że potwierdzą one wcześniejsze analizy
kladystyczne. Zaczęto więc porównywać różne ortologiczne sekwencje pobrane z
komórek różnych organizmów i stosując różne algorytmy matematyczne (oparte na
bardziej i mniej arbitralnych założeniach) zaczęli budować molekularne drzewo
filogenetyczne.

I co się okazało? Niech zilostruje Ci to wzmianka ze Świata Nauki:

("Świat Nauki" 2008,NR;8,STR;20)
Według badań genetycznych wyprowadzono wniosek,iż najbliższymi krewnymi
wróblowatych są papugi, te mają najbliżej do sokołów. Jak sugeruje artykuł
rozpada się rząd szponiastych, ponieważ jastrzębie orły i sępy, sowy i czepigi
są krewnymi dudków,żołn,,zimorodków,,dzięciołów,miodowodów i dzioborożców.
Lelkom bliskie są rzekomo jeżyki i kolibry. Flamingi nie będą zaliczane razem
z bocianami,czaplami i ibisami do brodzących i stworzą osobną grupę z
perkozami, "które rozwiedziono właśnie z nurami". Do tej grupy dołączą ponadto
wężówki, kormorany, głuptaki,pelikany. Pelikany uplasowały się w jednej
podgrupie z albatrosami i w tym momencie nazwa brodzące traci sens. U
żurawiowatych pozostaną żurawie ,łyski i dropie i dołączą kukułki (!).
Madagaskarniki dołączą do gołębi, słonecznica do lelków,a dropiopodobne karami
w okolice sokołów...."

Zajrzyj też proszę tutaj ( w tym tekście Ostrowski demaskuje socjotechniczne
manipulacje darwinistów,ale też w innych tekstach):

ipb.gourl.org
"Panie i Panowie, to już oficjalne: wielkie uniwersalne drzewo filogenetyczne,
drzewo definiujące pokrewieństwa wszystkich organizmów, idzie na podpałkę.
Zwaliło się łamane sprzecznościami i niekonsekwencjami, ścięte bezwzględną
piłą negatywnej argumentacji. I pomyśleć, że wmawiano nam, że jego istnienie
jest dowiedzione równie dobrze, jak teoria grawitacji. Ogłoszenia tej nowiny
podjął się "New Scientist"."

Jak widzisz coś jest nie w porządku z anatomią porównawczą, która przez te
wszystkie lata po Darwinie pieczołowicie badała organizmy, znajdując w nich
"przytłaczające dowody" na ewolucję badając wymienione prze zemnie cechy
"homologiczne" (ja wolę używać terminu "analogiczne", bo nawet w świetle
interpretacji ewolucyjnych ostatnich badań genetycznych chodzi tu o ewolucję
konwergentą) aż tu raptem lipa. Okazało się,że podobieństwa nie muszą
świadczyć o pokrewieństwach a wcześniejsze,oparte na założeniach TE analizy
okazały się w ogromnym stopniu hybione!

A może coś nie tak jest z filogenetyką molekularną? Kto to wie? Ponieważ ta
metoda w dużej części opiera się na licznych arbitralnych założeniach, o
których nie chce mi się tutaj szerzej pisać. No ale pod wpływem książki
Dawkinsa "Samolubny gen",w której udowadniał,że na ewolucję należy rozpatrywać
na poziome genu uczeni bardzo ufają filogenetyce molekularnej.

I zdaje się nie robić na nich żadnego wrażenia,że blisko 150 letni dorobek
ewolucjonistów (drzewo rodowe oparte o dane morfologiczne) został wyrwany z
korzeniami.

Czy teraz widziż iż zdafkowane wypowiedzi Dawkinsa,Coy'nea i Dennetta, to
tylko popierane autorytetem pustosłowie,że ten list -poprzez stosowanie tyrani
autorytetu-jest próbą zastraszczenia redakcji czasopisma, które ośmieliło się
podać w tak ekscytujący sposób do publicznej wiadomości tak ważne informacje?

pozdrawiam.

kk pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.